f

Magdalena Koleina: Każdy kolejny jak pierwszy

06.01.2014

Magdalena Koleina: Każdy kolejny jak pierwszy Pamiętam ten dzień dokładnie. To był duży sklep, trochę jak magazyn z ogromnymi drzwiami uchylonymi w stronę słońca. Od ściany do ściany w rzędzie stały stłoczone rowery. Duże, małe, kolarzówki, składaki. Takie na trzech kołach i klasyczne. W różnych kolorach. Królestwo. Między nimi stał mój pierwszy dwukołowiec- różowy bmx.


W życiu każdego człowieka przychodzi dzień pierwszego roweru. Nieraz wiek nie pozwala abyśmy zapamiętali ten moment, niekiedy jest to król komunijnych prezentów (tak przynajmniej było jakieś 15 lat temu), urodzinowa niespodzianka czy nagroda za wzorowe zachowanie oraz bardzo dobre wyniki w nauce. Zawsze jednak to wyjątkowo emocjonujący dzień. I dar.

Różowego pierwszaka dostałam w prezencie od dziadka. Miał masywne koła, różowe gąbki na ramie i kierownicy z żółtymi napisami a gripy w kolorze czerwonym. Jeszcze nie wiedziałam jak z niego korzystać, ale czułam że to jest właśnie to. Dużo krwi upłynęło z moich kolan, wiele łez nim w końcu udało mi się przejechać kilka pierwszych metrów zupełnie samodzielnie.

W wieku wczesnoszkolnym na podwórku królowały składaki. Niska rama ze skoblem do składania, bagażnik, oświetlenie na dynamo. Ha! To był trend. I te kolorowe koraliki na szprychach. Wigry 3 to było marzenie każdego 10- cio latka. Każdy miał składaka, miałam i ja. Granatowy, srebrna kierownica i korby. Dzwonek jak się patrzy. To były wielofunkcyjne rowery. Można powiedzieć all roady lat 90. Jeździło się takim na zakupy, służył jako radiowóz podczas zabaw w policjantów i złodziei. Zdarzało się też wykorzystać go do łagodnego down hill'u (mój kolega do dziś ma na brzuchu bliznę od kierownicy po niefortunnym wjeździe na skocznię).

Kiedy na rynek weszły pierwsze rowery górskie, początkowo mówiliśmy na nie mustangi. Takie dwa kółka to było marzenie każdego nastolatka. Sześć przełożeń z tyłu, trzy z przodu. Hamulce z tyłu i z przodu! Mój pierwszy rower górski- Author. Różowy, rogi przy kierownicy no i oczywiście pierwszy licznik! To na nim kręciłam chyba najwięcej kilometrów.

W średniej szkole byłam już skrajnie zakręcona na rowerowym punkcie i chciałam mieć lepszy sprzęt. Oczywiście pozostałam wierna czeskiemu Authorowi. Tym razem model Solution z amortyzowanym widelcem. Do dzisiaj jeździ na nim moja mama.

Aż wreszcie przyszedł czas na brykę marzeń w całości zakupioną za własne, ciężko zarobione pieniądze. Niecałe 12 kilogramów wagi, czarno- szary lakier, smukła sylwetka. Pierwszy Giant- xtc 3. Cudo! Służy do dziś.

Od różowego bmx'a każdy następny rower przyjmowałam z największą radością. Przez kilka lat trochę ich było. Za każdym razem sprawiał taką samą radość. Kolejne także na pewno będą. Rower to nie tylko środek lokomocji, ale największy skarb, przyjaciel pozwalający utrzymać życiową równowagę co mam nadzieję udowodnię wam jeszcze w niejednym tekście.

Magdalena Koleina

Komentarze

comments powered by Disqus